Poniższy tekst, mimo że pochodzi sprzed 40 lat i porusza bieżące w owym czasie problemy ekonomiczne, w zasadniczej swojej wymowie nie stracił na aktualności. Opisuje on procesy koncentracji i akumulacji kapitału, w ramach imperialistycznego kapitalizmu monopolistycznego, które dzisiaj jeszcze bardziej przybrały na sile
Redakcja WR
-------------------------------------------------------------------------------------------------
12 listopada 1964 roku w wielkiej sali „Mutualité" w Paryżu odbyło się niecodzienne widowisko. Oto dwu tysiącom akcjonariuszy francuskiego towarzystwa Machines Buli zakomunikowano o dokonaniu transakcji, w której wyniku na czele tego towarzystwa staje niejaki pan H. B. Fancher rodem ze stanu Arizona.
Pan Fancher to nie byle kto w świecie wielkiego byznesu amerykańskiego.
W czwartym co do wielkości obrotów koncernie świata kapitalistycznego General Electric był on — do czasu objęcia nowego stanowiska — dyrektorem departamentu zajmującego się powierzoną przez rząd Stanów Zjednoczonych realizacją budowy rakiety księżycowej Apollo. Słowem, Machines Buli przeszło w istocie na własność gigantycznego koncernu amerykańskiego, produkującego 200 tysięcy różnych artykułów w blisko 200 wielkich zakładach przemysłowych, o łącznych obrotach sięgających czwartej części budżetu państwowego Francji.
Zanim zajmiemy się sytuacją Machines Bull w nowym układzie finansowo-przemy- słowym, warto poświęcić kilka słów dziejom tego zakładu. W 1931 roku inżynier norweski Buli skonstruował prototyp nowej maszyny liczącej. Zainteresował on swym wynalazkiem szwajcarskiego przemysłowca i wspólnie powołali oni do życia zakłady pod nazwą H. W. Egli-Bull, które wyprodukowały i wypuściły na rynek pierwsze maszyny „Buli". Kapitał, jakim dysponowała spółka, był jednak niewielki, toteż od początku nękały właścicieli poważne trudności finansowe.
Z czasem firmę postanowiono sprzedać. Do konkurencji stanęli przedstawiciele amerykańskiej firmy Remington Rand i przemysłowiec francuski, Vieillard. Temu ostatniemu udało się pokonać przeciwnika i wejść w posiadanie szwajcarskiej fabryki. Z kolei zainteresował on swoimi zakładami niejakiego Josepha Calliesa, sprzymierzonego z możnym rodem francuskim Michelinów.
Zakłady nowego towarzystwa zaczęły się rozwijać coraz szybciej. W 1935 roku ruszyła produkcja tabulatora drukującego 150 wierszy na minutę. Była to na owe czasy prawdziwa rewelacja. W siedemnaście lat później, w 1952 roku, Machines Buli wypuszczają pierwszą w świecie elektronową maszynę liczącą. W 1960 roku notuje się nowy rekord światowy. Jest nim maszyna „Gamma 60", zdolna rozwiązywać jednocześnie szereg niezwykle skomplikowanych problemów matematycznych. Kolejno przychodzą nowe osiągnięcia, oparte wyłącznie na francuskich koncepcjach i francuskich rozwiązaniach technicznych: serie „Gamma 140" i „Gamma 145".
Ale już w rok później zaczyna się proces szybkiego upadku. Dochody spadają w tempie wręcz karkołomnym. Rok 1963 zostaje zamknięty deficytem w wysokości blisko 43 mln franków. Trudno się zorientować, co było przyczyną tej katastrofy właśnie w okresie bujnego rozwoju i coraz powszechniejszego zastosowania elektronowych maszyn matematycznych, zwłaszcza że Machines Bull posiadały jedną z czołowych pozycji w świecie pod względem rozwiązań technologicznych. Niektórzy dowodzili, że przyczyną upadku było przeinwestowanie się towarzystwa w związku z nowymi seriami „Gamma", przy bardzo uciążliwych warunkach kredytu; inni znów krytykowali kierownictwo zakładów za stworzenie tzw. Loca Bull — przedsiębiorstwa, które zajmowało się wypożyczaniem maszyn elektronowych różnym klientom, co z natury rzeczy ograniczyło sprzedaż. Liczni zaś ekonomiści i publicyści wskazywali po prostu na amerykański koncern International Business Machines jako na sprawcę klęski Machines Bull. Mianowicie koncern ten, nazywany w skrócie IBM, otworzył we Francji swój oddział i niszczył francuską firmę bardzo konkurencyjnymi cenami.
Faktem jest, że pod koniec 1963 roku dyrekcja Machines Bull zaczęła szukać ratunku w Stanach Zjednoczonych. „Zbawca" szybko się znalazł. Był nim General Electric. Dyrekcja tego koncernu wyraziła gotowość przystąpienia z dwudziestoprocentowym udziałem do francuskiego towarzystwa.
O sprawie Machines Bull zaczęli mówić niemal wszyscy Francuzi: trzeba ratować firmę, która była dumą Francji. Nie znaleziono jednak potrzebnych na ten cel środków. Można więc było jedynie przekazać akcjonariuszom wiadomość o warunkach dokonanej transakcji. Ta smutna formalność odbyła się właśnie we wspomnianej sali paryskiej „Mutualité".
1. nowa dyrekcja nie przeprowadzi brutalnych czy znaczniejszych redukcji personelu Machines Bull;
2. francuskie pracownie badawcze zakładów pod nową nazwą Buli General Electric nie zostaną przeniesione poza granice Francji i będą swobodnie kontynuować badania oraz wszelkie prace z zakresu konstrukcji maszyn matematycznych.
Oba te zobowiązania nowa dyrekcja naruszyła bardzo szybko. W styczniu 1967 roku dyrekcja naczelna koncernu, z siedzibą w mieście Phoenix w stanie Arizona, postanowiła zwolnić z pracy 200 pracowników swej francuskiej filii oraz ograniczyć liczbę godzin pracy w tygodniu. Był to tylko wstęp do dalszych redukcji zatrudnienia oraz znaczenia francuskiej filii. Amerykanie bowiem wstrzymali ponadto w zakładach francuskich produkcję elektronowych maszyn liczących „Gamma 140" i „Gamma 145", ograniczając produkcję do starszej serii maszyn „Gamma 55" i „Gamma 10", oraz rozszerzyli produkcję innych typów maszyn opartych na licencjach amerykańskich.
Stosunki między centralą w Stanach Zjednoczonych i filią we Francji oparto na nader prostych zasadach. Odkrycia dokonane w pracowniach francuskich przez francuskich inżynierów i naukowców przekazywane są bezpośrednio teleksem do centrali amerykańskiej, gdzie decyduje się o ich odpowiednim wykorzystaniu. Wyznaczone zatem filii francuskiej zadania produkcyjne są tylko fragmentem globalnej strategii przedsiębiorstwa, kîôrego baza znajduje się w Stanach Zjednoczonych i które pilnie strzeże, by najcenniejsze rozwiązania, w tym również opracowane przez francuskich naukowców i inżynierów, nie znalazły się „w niepowołanych rękach".
Jak odbyła się ta nader bolesna dla Francji transakcja? Przeprowadzono ją z udziałem francuskiego Banque de Paris et Pays Bas.
Jak odbyła się ta nader bolesna dla Francji transakcja? Przeprowadzono ją z udziałem francuskiego Banque de Paris et Pays Bas.
14 kwietnia 1964 roku w sali teatru „Champs Elysees" odbyło się zebranie. Na scenie zasiedli członkowie rady nadzorczej i zarządu. Fotele na widowni zajęli akcjonariusze. Towarzystwo Machines Buli przekształciło się w holding, skupiający akcje trzech towarzystw o różnych zadaniach:
Jedynie realizacja zamówień o charakterze tajnym, dla potrzeb francuskiej obrony narodowej , miała zostać skupiona w oddzielnym towarzystwie o kapitale wyłącznie francuskim.
Można by sądzić, że transakcja nie była zbyt szkodliwa dla Francji, skoro tylko w towarzystwie zajmującym się sprzedażą Amerykanie uzyskali bezwzględną większość akcji. Istota operacji holdingowej polega jednak na tym, że wcale nie trzeba dysponować bezwzględną większością akcji, aby skupić w swych rękach pełnię władzy nad wszystkimi zakładami. Należy pamiętać, że zawsze pewna część akcji znajduje się w rękach drobnych, nieraz anonimowych posiadaczy. W praktyce wystarcza więc mniej nawet niż 50% akcji — a banki i koncerny doskonale orientują się, ile trzeba ich mieć — aby kontrolować podstawowe decyzje produkcyjne i wpływać na skład personalny rady nadzorczej oraz zarządu. Właśnie na tego rodzaju kalkulacji oparli się władcy amerykańskiego koncernu, którzy zakupili pakiet akcji Machines Buli. Na marginesie warto poinformować, że w połowie 1970 roku dokonano nowej transakcji, w wyniku której General Electric połączył się (w zakresie maszyn liczących) z innym towarzystwem amerykańskim — Honeywell.
Tak więc pomoc finansowa i pośrednictwo banku francuskiego były wyraźnie przesycone trucizną. Kapitał amerykański zdobył nową, niezmiernie ważną pozycję. Pan Fan- cher przeniósł się czasowo do Paryża, aby zreorganizować i — jak się to nazywało — „unowocześnić" Machines Buli. Oznaczało to w istocie przystosowanie francuskiego towarzystwa do struktury General Electric, czyli przekształcenie go w filię. Po dokonaniu tego zbożnego dzieła pan Fancher wrócił do Arizony.
W sierpniu 1969 roku International Business Machines, najpotężniejszy producent komputerów w świecie zachodnim, podał do wiadomości, że w pierwszym kwartale 1971 roku ukażą się na rynku amerykańskim nowe wielkie komputery, nazwane „360-195". Model ten ma udzielać wszelkich informacji z szybkością prawie dwukrotnie większą od najszybszego dotychczas modelu „360-85", produkowanego przez to samo przedsiębiorstwo
Cena nowego komputera będzie wynosić 7—12 mln dolarów, a jego wynajem do 300 tys. dolarów miesięcznie. Jak poinformowano równocześnie, nowe komputery będą na razie sprzedawane jedynie w Stanach Zjednoczonych. Nieprędko zobaczy je Francja, mimo że na ich powstanie złożyła się również praca francuskich inżynierów z dawnego towarzystwa Machines Bull. Prawdopodobnie nastąpi to dopiero wtedy, gdy IBM wyprodukuje nowy model, jeszcze lepszy od tego z 1971 roku. Tak więc dzięki nader zmyślnej transakcji, możliwej jedynie wskutek słabości francuskiego przemysłu, General Electric:
- wyeliminował konkurencję francuską w tej tak ważnej dziedzinie produkcji;
- zdobył monopol dla własnych wyrobów we Francji, a częściowo i w Europie zachodniej ;
- dzięki pracy naukowców i inżynierów francuskich w Machines Buli, a następnie współpracy w paryskiej filii General Electric Buli, znacznie posunął naprzód badania oraz technologię własnych komputerów.
- Była to świetna transakcja, ale nie dla Francji.
Pracownie naukowe w USA, a być może, także i pracownia w paryskiej filii, zajmują się obecnie przygotowaniem tzw. komputerów kieszonkowych (system „3"), już zapowiadanych przez prasę amerykańską. Jak się jednak przypuszcza, najpierw pragnie się stworzyć pełną gamę wielkich komputerów, zanim ustąpią one miejsca tym małym, które mają dawać wszelkie informacje z tą samą szybkością co obecnie budowane giganty. W sumie najszybsze programowanie, mające obecnie decydujące znaczenie we wszystkich dziedzinach wytwórczości, koncentruje się w rękach koncernu amerykańskiego. Nie trzeba nawet dowodzić, jakie ma to znaczenie w walce konkurencyjnej. Wielu ekonomistów podkreśla z goryczą, że nad życiem ekonomicznym Europy zachodniej coraz silniej zaciskają się kleszcze kapitału amerykańskiego. Czołowe do niedawna zakłady francuskie, produkujące komputery na bardzo wysokim poziomie, zeszły do roli kopciuszka, zajmującego się przestarzałymi już komputerami, przeznaczonymi na rynek europejski, a naukowców francuskich zyskano do współpracy nad najbardziej nowoczesnymi, ale nie przeznaczonymi dla ich własnego kraju, maszynami elektronowymi.
We Francji rozgorzała namiętna dyskusja, która żywo przypominała nasze z lat trzydziestych. Wówczas poznaliśmy, z tą samą goryczą co dziś Francuzi, mechanizm kapitalistycznych stosunków międzynarodowych. Naszym przemysłem tekstylnym zawładnął wówczas kapitał francuski i włoski, a przemysł śląski stał się domeną kapitału niemieckiego.
Francuskie dyskusje związane z utratą Machines Bull szły w dwóch kierunkach. Komuniści, a także częściowo socjaliści, domagali się nacjonalizacji zagrożonych gałęzi przemysłu oraz prowadzących spekulacje na skalę międzynarodową banków. Natomiast politycy i ekonomiści burżuazyjni dowodzili, że jedyną alternatywą rozwiązania trudności jest tworzenie wielkich koncernów zachodnioeuropejskich, zintegrowanych we Wspólnym Rynku, albo dopuszczenie kapitału amerykańskiego bez jakichkolwiek ograniczeń. Znany publicysta i naukowiec Raymond Aron dowodził np., że zdecydowana przewaga środków finansowych i organizacyjnych znajdujących się w dyspozycji koncernów amerykańskich z góry przesądza wynik konkurencji z jakimikolwiek firmami zachodnioeuropejskimi. Idąc jeszcze dalej niż inni ekonomiści burżuazyjni, twierdził on, że przedsiębiorcom zachodnioeuropejskim pozostało albo udzielanie zgody na zakładanie w krajach Europy zachodniej oddziałów produkcyjnych koncernów amerykańskich, albo dopuszczenie kapitałów amerykańskich do przemysłu zachodnioeuropejskiego.
W istocie rzeczy Raymond Aron usprawiedliwiał obie metody penetracji stosowane przez kapitał amerykański wobec przemysłu zachodnioeuropejskiego. Przykładem pierwszej jest działanie dwóch amerykańskich koncernów samochodowych, które założyły swe oddziały produkcyjne w krajach Europy zachodniej (Ford i General Motors), czy też wspomnianego wyżej International Business Machines. Przykładem drugiej metody jest wykupienie przez Chryslera 77% pakietu akcji francuskich zakładów Simca. Nie kijem go, to pałką.
Wiele francuskich publikacji wskazuje, że kapitał amerykański uznał Francję, będącą nie najsilniejszym przemysłowo ogniwem Europy zachodniej, za przyczółek na kontynencie europejskim, z którego najłatwiej było rozpocząć podbój życia gospodarczego Europy zachodniej. Firmy amerykańskie Goodyear, Firestone i Cabot odgrywają dominującą rolę w produkcji pochodnych ropy naftowej, jak np. kauczuk syntetyczny. Te same firmy (tym razem wspólnie z angielskim koncernem Dun- lop) jeszcze w 1958 roku wydarły francuskiej firmie Michelin przewagę w produkcji opon samochodowych w samej Francji, a z kolei za pośrednictwem Dunlop zdobyły włoską Pi- relli. Produkcja maszyn elektrycznych, przeszło połowa potencjału elektronowego i telefonicznego, produkcja wind, wszelkiego rodzaju lamp, aparatów radiowych i telewizyjnych oraz elektrycznego wyposażenia samochodów, wszystko to — jak informował jeszcze w 1965 roku tygodnik „Nouvel Observateur" — jest opanowane przez obcy kapitał, w przytłaczającej większości amerykański.
Płaszczyzna, na której ścierają się monopole amerykańskie z monopolami i spółkami francuskimi (ale także i innych krajów Europy zachodniej), rozszerza się, ogarniając coraz to nowe gałęzie gospodarki. Już w 1963 roku profesor ekonomii politycznej, Gilles Bertin, w pracy „Inwestycje firm zagranicznych we Francji", alarmował opinię, wskazując, że wielkie koncerny amerykańskie kontrolowały we Francji: 40% dystrybucji ropy naftowej (Shell i Esso), 65% przemysłu fotochemicznego, 65% produkcji sprzętu rolniczego oraz telekomunikacyjnego, 45% produkcji kauczuku syntetycznego (Goodyear, U. S. Rubber, Firestone, Goodrich) itd.
„Po pierwszej rewolucji (przemysłowej — K. G.) w XIX wieku, która zastąpiła siłę fizyczną maszynami, jesteśmy obecnie świadkami drugiej rewolucji przemysłowej, która umożliwia zastępowanie coraz większej liczby prac wykonywanych przez umysł ludzki pracą nowych maszyn matematycznych" 1
Z kolei Servan-Schreiber analizuje problem środków, które kapitał amerykański angażuje w celu finansowania inwestycji i rozszerzania swoich wpływów w tak żywotnych dla Francji gałęziach przemysłu. Nie ma z tym wielkich kłopotów, bowiem gros kapitałów Amerykanie znajdują na miejscu, w Europie. W samym tylko 1965 roku Amerykanie
zainwestowali w Europie 4 mld dolarów. Kapitały na te cele pochodziły:
- z pożyczek zaciągniętych na europejskim rynku pieniężnym i z kredytów otrzymanych bezpośrednio w kraju eksploatacji (łącznie 55% tej sumy);
- z subwencji budżetowych uzyskanych w krajach europejskich oraz z samofinansowania na miejscu (35% wymienionej sumy);
- z funduszy przekazanych przez centrale w Stanach Zjednoczonych (jedynie 10% całej sumy, a więc zaledwie 400 min dolarów).
W tym miejscu konieczne są pewne wyjaśnienia. Otóż pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych kapitał amerykański dysponował już pewnym udziałem w różnych gałęziach przemysłu zachodnioeuropejskiego, w tym także francuskiego. Dochody z tego tytułu płynęły, rzecz jasna, do kas central w Stanach Zjednoczonych. Rząd francuski, zwłaszcza od połowy lat sześćdziesiątych, z niepokojem stwierdzał, że pokaźne kwoty płynące z dochodów przedsiębiorstw o mieszanym kapitale francusko-amerykań- skim są przekazywane za Atlantyk w dolarach bądź we frankach francuskich. Franki podlegały wymianie przez Bank Francji na dolary lub złoto w sztabach. Ten stan rzeczy zagrażał francuskiej walucie, dopiero co ustabilizowanej po okresie inflacji.
Trzeba było w porę interweniować. Wydano przeto zarządzenie, w myśl którego tylko część, i to stosunkowo niewielka, dochodów obcokrajowców z tytułu udziału w przedsiębiorstwach francuskich mogła być wywożona z kraju.
W ten sposób dochody przedsiębiorstw i koncernów amerykańskich mających udziały we Francji zostały niejako zamrożone. Postanowiono więc wykorzystać te zamrożone kwoty na miejscu, inwestując i rozbudowując posiadane całkowicie lub częściowo zakłady przemysłowe na terytorium Francji.
Tę formę inwestycji w oparciu o zamrożone kapitały nazwano „samofinansowaniem na miejscu". Jeśli natomiast sumy te nie wystarczały na wykonanie zaplanowanych inwestycji, nie było trudności w uzyskaniu pożyczek we francuskich lub innych bankach zachodnioeuropejskich. Ponadto niektórymi gałęziami przemysłu zainteresowane były władze francuskie, a wówczas z łatwością udawało się uzyskać subwencje na rozwój badań lub zwiększenie produkcji, albo nawet na pokrycie wydatków inwestycyjnych ze skarbu Francji.
W nielicznych jedynie wypadkach, gdy chodziło o szczególnie ważne dla centrali w Stanach Zjednoczonych przedsiębiorstwa, sięgano do własnej, amerykańskiej kieszeni. Jak widzieliśmy z przytoczonych danych, nie były to zbyt częste przypadki i nie one decydowały o tempie wykupywania przemysłu francuskiego przez kapitał amerykański. Toteż ma rację Servan-Schreiber, gdy pisze z goryczą, że „w pewnym stopniu sami im (to jest Amerykanom — K. G.) dajemy pieniądze na to, by mogli nas kupić" .
Szczególnie drastycznie — stwierdza cytowany autor — przedstawia się sytuacja w przemyśle elektronicznym: 63% wszystkich transakcji amerykańskiego przemysłu elektronicznego stanowią zamówienia rządowe. Bezpośrednio po utracie przez Francję Machines Buli prezydent de Gaulle polecił ministrowi finansów opracowanie projektów, które umożliwiłyby przemysłowi francuskiemu obronę przed ekspansją kapitału amerykańskiego. Wprowadzono większą kontrolę i pewne ograniczenia, ale już na początku 1966 roku wycofano się z tej polityki z uwagi na ujemne — jak uważa autor — skutki ekonomiczne. Kapitał amerykański, mianowicie, przerzucił się na inne, „wygodniejsze"' kraje Europy zachodniej.
„Kraj, który w obrębie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej — pisze Servan-Schrei- ber — stosuje ostrzejsze restrykcje wobec inwestycji amerykańskich, skazuje się najczęściej na to, że stwarza korzystniejsze warunki innym ze szkodą dla siebie".
To zdanie wystarczająco uzmysławia wilcze prawa rządzące stosunkami między krajami EWG, czym zajmiemy się w dalszej części tej pracy.
Zdaniem Servan-Schreibera nie można stosować restrykcji wobec kapitału amerykańskiego jeszcze z innych względów. „Gdybyśmy — pisze on — mieli się sami pozbawić dopływu mocy, zdolności organizacyjnych, innowacji i śmiałości, cechujących wielkie koncerny amerykańskie, opóźnienie Europy utrzymałoby się i pogłębiło". Wówczas bowiem gotowe wyroby amerykańskie zastąpiłyby kapitały, co „pociągałoby za sobą ryzyko stoczenia się przez Francję do poziomu krajów słabo rozwiniętych".
Jak widzieliśmy, właśnie wpuszczenie kapitału amerykańskiego do Machines Buli powstrzymało rozwój francuskiego przemysłu elektronicznego. O tym jednak Servan-Schreiber nie pisze.
Konkluzja jest wręcz apokaliptyczna. „Jeżeli zgodzimy się na swobodny dostęp inwestycji amerykańskich w obecnych warunkach — pisze autor „Wyzwania amerykańskiego" — to skazujemy przemysł europejski, a w każdym razie jego najbardziej rozwinięte i najbardziej związane z przyszłością gałęzie na zniszczenie, a Europę (zachodnią — K. G.) sprowadzimy do roli satelity Stanów Zjednoczonych. Jeżeli natomiast podejmiemy najostrzejsze środki restrykcyjne, to nie ominie nas skutek przeciwny zamierzonemu, zarówno pod względem jakości wyrobów, jak i braku kapitałów, które Amerykanieskierują do innych krajów, poza naszymi granicami. W następstwie wprowadzenia u nas autarkii skazalibyśmy się jeszcze szybciej na status kraju słabo rozwiniętego"5. A więc i tak źle, i tak niedobrze. Zanim omówimy proponowane przez publicystę francuskiego metody rozwiązania tej kwadratury koła, wypada stwierdzić, że również inne kraje Europy zachodniej skarżą się na inwazję kapitału amerykańskiego.
W korespondencji z Londynu, zamieszczonej 16 stycznia 1968 roku w amerykańskim dzienniku „International Herald Tribune", czytamy: „W 1856 roku pięciu wspólników Maine Firm of J. S. Ford and Co. z New Brunswick (w Kanadzie — K. G.) postanowiło otworzyć oddział w Edynburgu. Był to skromny początek tego, co później stało się ogólnie znane w Wielkiej Brytanii, jako... inwazja amerykańska, która narastała w ciągu ostatnich lat coraz intensywniej". Firma ta została z czasem przejęta przez kapitał amerykański. W dniu 1 stycznia 1968 roku „International Herald Tribune" poinformował, że amerykańskie towarzystwa dysponują pokaźnym pakietem akcji przedsiębiorstw brytyjskich, a mianowicie:
- mają swe akcje we wszystkich gałęziach przemysłu brytyjskiego, łącznie z przemysłem samochodowym, maszyn matematycznych, elektronicznym, naftowym, farmaceutycznym, spożywczym i maszynowym;
- zatrudniają co szesnastego robotnika brytyjskiego;
- produkują 10% wszystkich artykułów konsumpcyjnych, przeznaczonych na rynek wewnętrzny, i 17% brytyjskiego eksportu tych artykułów;
- posiadają 7% wszystkich akcji w Wielkiej Brytanii i ocenia się, że skumulowane inwestycje amerykańskie w Wielkiej Brytanii sięgają 6 mld dolarów.
„Amerykańska przedsiębiorczość — czytamy w dalszym ciągu korespondencji z Londynu — i technika wywierają poważny wpływ nie tylko na przemysł angielski, ale także na życie Wielkiej Brytanii. W kraju tym ponad 1600 firm i przedsiębiorstw znajduje się pod kontrolą koncernów amerykańskich". Głównymi przedstawicielami amerykańskiego przemysłu na terytorium Wielkiej Brytanii są: Esso, IBM, General Motors, Ford, Chrysler, Goodyear i inne.
Jak widać, są to te same rekiny, w których Francuzi widzą groźbę dla niezależności swojej gospodarki.
Dość ponurą perspektywę rokuje gospodarce brytyjskiej prof. John Dunning z amerykańskiego uniwersytetu w Reading. Twierdzi on, że jeśli obecny stan rzeczy nie ulegnie poprawie, to do 1980 roku 20—25% całego przemysłu brytyjskiego znajdzie się w rękach amerykańskich. Zwraca on uwagę, że 75% kapitału amerykańskiego w Wielkiej Brytanii skoncentrowano w kilku najważniejszych gałęziach przemysłu: chemicznym, środków transportu i elektrycznym. Według prof. Dunninga przemysł samochodowy kontrolowany jest w 55% przez koncerny amerykańskie. Pod koniec 1967 roku zakłady angielskie Rootes Motors zostały przejęte przez Chryslera w wyniku połączenia z firmą Vaux- hall, będącą już wcześniej filią General Motors, oraz z brytyjskim Fordem.
Znając już szczegóły opanowania przez kapitał amerykański francuskiego przemysłu maszyn liczących, nie trzeba szczegółowo opisywać, w jaki sposób te rozmaite fuzje, odbywające się rzekomo między angielskimi zakładami przemysłu samochodowego, prowadziły do skupienia produkcji angielskich środków komunikacyjnych w rękach kapitału amerykańskiego.
Jeszcze bardziej drastyczne dane znajdujemy w artykule Rogera Eglina w angielskim piśmie „Observer" z 21 lipca 1968 roku. Pytanie — stwierdza on — nie polega na tym, czy Wielka Brytania stanie się w końcu 51-ym stanem USA, lecz na tym, czy w istocie już się nim nie stała. Inwestycje amerykańskie w Wielkiej Brytanii osiągnęły już w 1956 roku sumę 1,6 mld dolarów, i stanowią blisko jedną piątą inwestycji przemysłowych kapitału amerykańskiego poza granicami Stanów Zjednoczonych.
Penetracja kapitału amerykańskiego w Wielkiej Brytanii ma długą tradycję. Pierwszą amerykańską inwestycją przemysłową w Wielkiej Brytanii — pisze Eglin — była prawdopodobnie North British Rubber Company, założona w 1856 roku i pracująca po dzień dzisiejszy. Nasilenie inwestycji amerykańskich w Wielkiej Brytanii przypada na lata dwudzieste bieżącego stulecia. Dalszą ekspansję zahamował kryzys lat trzydziestych.
Z nową siłą ruszyła inwazja kapitału amerykańskiego na Wielką Brytanię po drugiej wojnie światowej. Eglin stwierdza, że między 1950 i 1966 rokiem inwestycje amerykańskie wzrosły z 300 mln do 2020 mln dolarów.
Jak informuje dalej Eglin, samo tylko amerykańskie przedsiębiorstwo IBM opanowało 30% brytyjskiego rynku komputerów. A poza IBM — dodaje autor — są jeszcze dwa przedsiębiorstwa amerykańskie produkujące komputery, mianowicie Honeywell Burrougs i NOR, które również mają swe fabryki w Wielkiej Brytanii.
General Motors, Vauxhall, Chrysler Rootes i Ford partycypują w produkcji brytyjskiego przemysłu samochodowego w 60%. Spośród dziesięciu towarzystw zaopatrujących brytyjską Krajową Służbę Zdrowia jedynie dwa są angielskie — sześć należy do kapitału amerykańskiego, a dwa są szwajcarskie.
Coraz mniej jest gałęzi gospodarki brytyjskiej — kontynuuje Eglin — w których nie byłoby wpływów kapitału amerykańskiego. I tak np. firma Kodak w 70% opanowała rynek filmów kolorowych. Firma Hoover kontroluje .57% rynku odkurzaczy i 38% pralek, Gillette opanowała 50% rynku ostrzy do maszynek, zwanych właśnie od niej żyletkami. Filia amerykańskiego koncernu Shoe Machinery w Anglii dostarcza w praktyce wszystkich maszyn potrzebnych do wyrobu obuwia w Wielkiej Brytanii.
Ba — dodaje z melancholią Eglin — ,,przy każdym posiłku spożywamy artykuły produkowane u nas przez Amerykanów". Chodzi mianowicie o poważne udziały amerykańskich firm w produkcji takich produktów, jak koncentraty kawowe, zupy, biszkopty, konserwy owocowe i warzywne oraz artykuły odżywcze dla dzieci. W rękach kapitału amerykańskiego znalazły się takie stare firmy angielskie, jak Frank Cooper, Oxford Marmalade, Smith Crips i Bird's Custar. Nawet żywność dla psów i kotów produkują w Wielkiej Brytanii Amerykanie.
W dalszym ciągu Eglin wymienia giganty amerykańskie, znane nam już z pracy amerykańskiego prof. Dunninga, jak Goodyear, Firestone, Esso, oraz inne, jak Crown Cork, produkująca kapsle do butelek, czy Procter and Gamble, dostarczająca środków do prania, mydeł oraz pasty do zębów.
Publicysta „Observera" podkreśla jako nader znamienne, że nasilenie inwestycji amerykańskich na obszarach rozwijających się, tzn. w Szkocji i Irlandii Północnej, było znacznie wyższe od przeciętnej krajowej. W Szkocji inwestycje i wzrost zatrudnienia w firmach amerykańskich były szybsze niż w angielskich. W latach 1964—1966 inwestycje amerykańskie na tych terenach wzrosły o 53%, do 162 min funtów, podczas gdy inwestycje angielskie wzrosły tylko o 17%, do 119 min funtów.
Przewaga firm amerykańskich nad angielskimi — stwierdza w dalszym ciągu Eglin — zaznacza się również w eksporcie. Wartość inwestycji amerykańskich wynosi 6—7% brytyjskiego produktu narodowego brutto, ale ich udział w eksporcie wynosi aż 17—18%. W sumie amerykańskie przedsiębiorstwa działające na terytorium Anglii osiągają lepsze wyniki zarówno w stopie zysku, jak i w eksporcie.
Jak więc wynika z analizy ekonomistów i publicystów brytyjskich, obraz życia gospodarczego Wysp Brytyjskich z punktu widzenia rachunku ekonomicznego oraz niezależności narodowej wygląda nie mniej dramatycznie niż sąsiada po drugiej stronie kanału La Manche. Zarówno w Wielkiej Brytanii, gdzie inwazja kapitału amerykańskiego zaczęła się najwcześniej, jak i we Francji bilans stosunków gospodarczych ze Stanami Zjednoczonymi i z kapitałem amerykańskim przedstawia się w ciemnych barwach.
Ale oto i głosy z Niemieckiej Republiki Federalnej, tego uprzywilejowanego partnera kapitału amerykańskiego. Znów powtarzają się nazwy gigantów amerykańskich, które już tak dobrze znamy z publikacji francuskich czy angielskich.
Hamburski publicysta ekonomiczny Kurt Blauhorn skarży się, że 85—90% przemysłu elektronicznego i budowy maszyn liczących w Niemczech zachodnich jest podporządkowane koncernom amerykańskim; że zachod- nioniemiecki przemysł samochodowy w 40% znajduje się w rękach amerykańskich (General Motors ma większość akcji Opla); że kapitał amerykański kontroluje w 40% przemysł naftowy oraz że 65% produkowanych w Niemczech zachodnich ostrzy do golenia wytwarza przedsiębiorstwo Gillette Rot Bucher, będące w istocie filią koncernu, którego centrala znajduje się w Stanach Zjednoczonych.
Tempo opanowywania przemysłu zachod- nioniemieckiego przez kapitał amerykański ma charakter lawinowy — stwierdzał tygodnik „Stern" w pierwszym numerze listopadowym z 1968 roku. O ile w roku 1957 pod kontrolą amerykańskiego kapitału znajdowało się 350 wielkich firm zachodnioniemiec- kich, to do końca 1968 roku liczba ta wzrosła do ponad dwóch tysięcy. Najwięcej firm, które zakupił kapitał amerykański w NRF, to przedsiębiorstwa elektroniczne, elektrotechniczne, samochodowe i chemiczne.
„Stern" podkreśla, że w wielu przypadkach same banki zachodnioniemieckie pomagają usłużnie kapitałowi amerykańskiemu w finansowaniu inwestycji amerykańskich na terytorium Niemiec zachodnich. Jak widać, powtarzają się skargi na rolę banków w wynaradawianiu przemysłu, co z taką siłą podkreślali ekonomiści francuscy.
„Stern" widzi dwie przyczyny coraz większej dominacji kapitału amerykańskiego w krajach Europy zachodniej: rozmach badań naukowych w Stanach Zjednoczonych oraz najbardziej nowoczesne metody organizacji rynku. Wysiłki krajów Europy zachodniej, zmierzające do przeciwstawienia się inwazji amerykańskiej, nie przyniosły zbytnich rezultatów, czego przykład widzi „Stern" w iepowodzeniach zachodnioeuropejskich prób produkcji rakiet, samolotów ponaddźwięko- wych i elektronowych maszyn programujących.
Penetracja kapitału amerykańskiego w drodze wykupywania pakietów akcji oraz zakładania filii koncernów amerykańskich w Europie zachodniej odbywa się z dużą szybkością i łatwością, ponieważ konkurenci europejscy są z reguły pod każdym względem słabsi od amerykańskich. Niebezpieczeństwo jest coraz większe, a potentaci przemysłu amerykańskiego nie ukrywają swych ekspan- sjonistycznych zamiarów. Zatrzymajmy się raz jeszcze nad dwoma kluczowymi pod względem dynamiki rozwoju gałęziami przemysłu: produkcji komputerów i pojazdów mechanicznych.
Jak podaje Zdzisław Rurarz w źródłowej pracy pt. „Ekspansja kapitału USA"2, J. G. Maisonrouge — rezydujący w Paryżu wiceprezes IBM World Trade Corporation, zajmujący się operacjami europejskimi — przepowiada komputerom zajęcie w ciągu najbliższych 10 lat trzeciego miejsca pod względem wartości sprzedaży po samochodach i nafcie. Dotychczasowy rozwój rynku komputerowego odbywa się w tempie 20— 22% rocznie. Rynek komputerów w świecie kapitalistycznym oceniano w 1966 roku na mld dolarów. Do 1969 roku zainstalowano w świecie kapitalistycznym około 50 tys. komputerów o łącznej wartości 10 mld dolarów, z czego 35 tys. w Stanach Zjednoczonych (75% wszystkich komputerów), w Europie zachodniej — 6 tys., w Japonii — 1,9 tys., a w Kanadzie około 900.
Prezes IBM T. J. Watson przewiduje, że w ciągu dalszych 10 lat Europa zachodnia stanie się niezwykle chłonnym rynkiem komputerów. Wobec takich perspektyw przedstawiciele koncernów amerykańskich już dziś przystąpili do ataku, którego celem jest umocnienie dotychczasowych pozycji, rozszerzenie, a nawet — jeśli to będzie możliwe — zawładnięcie rynkiem zachodnioeuropejskim. Poza IMB działają już koncerny General Electric w połączeniu z Honeywell, National Cash Register i inne. Jak wskazaliśmy poprzednio, General Electric ma swoje oddziały we Francji (Buli), a nadto we Włoszech (wydział komputerów Olivetti). Univac Div. of Sperry Rand buduje komputery w NRF i sprzedaje je w 32 krajach, Electronic Associated buduje komputery w Anglii.
Trzeba przy tym dodać, że nawet zachodnioeuropejskie przedsiębiorstwa produkujące komputery w ten czy inny sposób są powiązane z gigantami amerykańskimi. Tym samym wpadają w mniejszą lub większą zależność od kapitału amerykańskiego. Przewaga amerykańska w tej dziedzinie jest ogromna i nie 5 mld dolarów. Do 1969 roku zainstalowano w świecie kapitalistycznym około 50 tys. komputerów o łącznej wartości 10 mld dolarów, z czego 35 tys. w Stanach Zjednoczonych (75% wszystkich komputerów), w Europie zachodniej — 6 tys., w Japonii — 1,9 tys., a w Kanadzie około 900.
Prezes IBM T. J. Watson przewiduje, że w ciągu dalszych 10 lat Europa zachodnia stanie się niezwykle chłonnym rynkiem komputerów. Wobec takich perspektyw przedstawiciele koncernów amerykańskich już dziś przystąpili do ataku, którego celem jest umocnienie dotychczasowych pozycji, rozszerzenie, a nawet — jeśli to będzie możliwe — zawładnięcie rynkiem zachodnioeuropejskim. Poza IMB działają już koncerny General Electric w połączeniu z Honeywell, National Cash Register i inne. Jak wskazaliśmy poprzednio, General Electric ma swoje oddziały we Francji (Buli), a nadto we Włoszech (wydział komputerów Olivetti). Univac Div. of Sperry Rand buduje komputery w NRF i sprzedaje je w 32 krajach, Electronic Associated buduje komputery w Anglii.
Trzeba przy tym dodać, że nawet zachodnioeuropejskie przedsiębiorstwa produkujące komputery w ten czy inny sposób są powiązane z gigantami amerykańskimi. Tym samym wpadają w mniejszą lub większą zależność od kapitału amerykańskiego. Przewaga amerykańska w tej dziedzinie jest ogromna i nie daleka przyszłość pokaże, czy rynek zachodnioeuropejski zdoła utrzymać pewną niezależność w produkcji maszyn liczących i programujących.
Równie ostra walka toczy się o rynki zbytu przemysłu samochodowego, aczkolwiek w tej dziedzinie koncerny amerykańskie mają większe trudności ze względu na dość silny przemysł zachodnioeuropejski, posiadający duże tradycje. Ale i tu, jak wiemy, Amerykanie zdobywają przewagę nad swymi konkurentami.
Przed kilku laty na posiedzeniu National Foreign Trade Convention prezes zarządu General Motors, F. G. Donner, powiedział m. in.: „W latach dwudziestych wydarzyły się dwie rzeczy. Popyt zamorski (samochodów — K. G.) wzrósł, a zamorscy producenci •stali się bardziej agresywni. Aby stawić czoło tej konkurencji, producenci amerykańscy zaczęli budować montażownie za granicą. Jednakże szybko okazało się, że nie rozwiązało to w pełni problemu. Wozy produkowane w Stanach Zjednoczonych były bowiem większe i nie cieszyły się popytem". Trzeba było chwycić się innych środków. Stworzono skuteczniejszy system, który nazwano „sprzedażą międzynarodową". Polega on na tworzeniu filii, które zajmują się nie tylko sprzedażą, ale i produkcją na miejscu. Okazało się w praktyce, że kapitał na uruchomienie takiej filii „sprzedaży międzynarodowej" można znaleźć na miejscu, nie zmniejszając przy tym jej zależności od centrali w Stanach Zjednoczonych.
O walce amerykańskiego i zachodnioeuropejskiego przemysłu motoryzacyjnego będzie jeszcze mowa. W tym miejscu chcieliśmy jedynie ukazać — na przykładzie dwóch spośród trzech czołowych przemysłów — metody, jakimi posługują się giganty spoza Atlantyku.
[1] Jean-Jacques Servan-Schreiber, Le Défi Américain, Paris 1967, s. 43.
[2] Zdzisław Rurarz, Ekspansja kapitału USA, Warszawa 1969, s. 234 i riast.
Źródło: Kazimierz Golde „Wyzwanie dolarowe – czy Europa Zachodnia może być niezależna” wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1970
- 5021 odsłon